wtorek, 5 sierpnia 2014

Króliczy tryptyk

Na żywo jest jaśniejsza, to aparat oczywiście wszystko psuje.

Pierwsza była Trusia, szary królik o bardzo mylącym imieniu, bo była wszystkim, tylko nie cichą trusią. Nieco złośliwa i potrafiąca wyrazić swoje zdanie, najczęściej poprzez prychanie i głośne szarpanie prętów klatki (nawet gdy była otwarta). Nie znosiła marchewki, za to rozsmakowała się w kablach. Potrafiła z uciechy fikać takie koziołki w powietrzu, że gdybym miała czym ją nagrywać, stałaby się hitem youtube'a. Mimo gburowatej powierzchowności, zawsze kiedy potrzebowałam pocieszenia, potulnie pozwalała się wziąć na ręce i głaskać. Została zabrana w młodym wieku przez wyjątkowo straszną przypadłość, i tym bardziej bolała mnie jej strata, ale choć życie miała krótkie, to radosne i pogodne.

Czarna farba usiłowała mnie zdenerwować i się marszczyć w zetknięciu z białą, ale katastrofy udało się uniknąć.


Manfred w języku leporydzkim z pewnością miałby na imię Koniczynek - od czarnej łaty na nosku w kształcie idealnej trzylistnej koniczyny. Nie wiem, od czego zacząć opis tego królika, tak wiele mogę o nim powiedzieć. Był moim najlepszym przyjacielem przez długich osiem lat. Był słodki i potulny jak - notabene - baranek, którego nie sposób było nie lubić. Nie przepadał za tymi szalonymi kicami (ang. binky), które lubią uprawiać króliki, swoją radość wolał okazywać poprzez bieganie po pokoju z nakrętką od słoika w pyszczku, ponynkując wesoło. Od tej zabawy wzięło się powiedzenie w mojej rodzinie: "zachrzania jak Manfred z nakrętką". Z ochotą wskakiwał na kolana i domagał się pieszczot, a jak tylko zobaczył wystawioną rękę, podbiegał i wsuwał pod nią łepek. Nic nie było w stanie wyprowadzić go z równowagi, nawet psa się nie bał, bo pamiętał czasy, kiedy był większy od niego. Po jednej z wizyt u weterynarza nawet przytulił się do roztrzęsionej Kajki i tak leżąc na tylnym siedzeniu wrócili do domu. Maniek pozostał radosny niemal do końca swoich dni. Nigdy go nie zapomnę.

Cholerna tubka złotej konturówki, najpierw tuż po otwarciu wypuściła niekończący się strumień, a jak udało mi się go powstrzymać, to przy malowaniu ciągle puszczała "pierdy" i linie nie są jednolite. :/

Puchacz aka Oczko, niebieskooki ninja. To urwis jakich mało, mieszanina niszczarki do tapet, ADHD i słodyczy. Malutki, okrąglutki (ale nie gruby) i słodziutki, jak kilo cukru z uszami. Niezależny jak kot i czujny jak chrabąszcz. W akcie najwyższej łaski pozwoli się pomiziać, najlepiej po karku, ale jak coś mu się nie spodoba i poczuje, że jego przestrzeń osobista została naruszona, śmiga pod łóżko i tam się nabzdycza i tupie z urazą. Stąd wzięło się jego inne przezwisko: Puchający w Ciemnościach. A kiedy już się upewni, że nikt mu nie zagraża (na przykład całusem), dostaje istnego kociokwiku: biega wte i nazad, wykonuje dziesięć piruetów w powietrzu, parkour na łóżku i ogólnie zaciesz totalny. Nie sposób go gdziekolwiek zamknąć, jeśli chce skądś uciec, to znajdzie sposób i ucieknie. Próbuje wskoczyć na wszystko, włącznie z dwumetrową szafą i ścianą. Uwielbia kartonowe pudełka i spanie na niebieskiej poduszce od kanapy - jeśli łóżko jest pościelone, odgarnia pierzynę i zajmuje swoje miejsce na podusze.

Tak się tryptyk prezentuje w całości, choć jeszcze niepowieszony.

Ostatnio miałam serię naprawdę koszmarnych snów o moich króliczkach Miałam tego szczerze dość. Postanowiłam temu zapobiec poprzez wyrażenie swoich myśli w twórczości. I tak powstał króliczy tryptyk, inspirowany stylem z prologu "Wodnikowego Wzgórza".

Tu miał być filmik, ale na youtubie nie ma zamieszczonego oryginalnego prologu w całości, which is a shame.

Każdy królik ma inną osobowość, więc każdy ma inny wzór łapek i esów floresów w tle. Złote końcówki uszu i ogonków miały mieć tylko te króliczki, których już ze mną nie ma, ale pomyślałam, że Puchacz nie może być osamotniony, no i w końcu wygląda tak majestatycznie. ^^ Na początku chciałam w ramach tła zrobić wspólną gałązkę gruszy (pod którą każdy z nich kicał latem), ale kompletnie nie umiałam tego zrobić tak, by wyszło ładnie, a nie chciałam na chama obrysowywać ze zdjęcia. Ssę, jeśli idzie o ornamenty i tego typu pierdolniki... ale tutaj po prostu MUSIAŁAM wszystko zrobić sama. Więc jest jak jest.

Jeszcze dziś powieszę wszystkie obrazki nad łóżkiem, żeby moje szczęśliwe króliczki strzegły moich snów. :)

piątek, 1 sierpnia 2014

Księżycowy królik

Kolejne duuuże zlecenie, przy którym dobrze się bawiłam i przy którym odkryłam cudowne właściwości kleju brokatowego. Rada dla tych, którzy chcieliby spróbować własnych sił: jeśli chcecie maznąć obrazek brokatem NIE używajcie lakieru do paznokci, bo to może strasznie pomarszczyć farbę. Klej jest o wiele bezpieczniejszy. :)

Temat obrazu nawiązuje do japońskiej legendy o króliku, który pojawia się na księżycu w ostatnią pełnię lata. Co prawda żadne wiśnie raczej nie kwitną w ostatnią pełnię lata, ale ćśś, licentia poetica. :D



Na zdjęciach brokat nie chce błyszczeć tak ładnie jak na żywo :c


środa, 23 lipca 2014

Kubuś Puchatek i przyjaciele

To było bardzo sympatyczne zlecenie. :) I jedno z bardziej wyjątkowych, bo tym razem pomalowana została także ramka. Wiedziałam, że ta niebieska farba jeszcze mi się do czegoś przyda.
Kropki tylko na zdjęciu wyglądają na takie ciemne, tak naprawdę są niebieskie i zielone, jak trawa i niebo.


Chyba najbardziej dumna jestem z koloru Królika. :D

czwartek, 3 lipca 2014

Kapitan Jerry Cubrick

Namalowane już jakiś czas temu, ale zapomniałam się pochwalić. To portret postaci znajomego w Warhammerze 40k. W tle, w przestrzeni kosmicznej, fruwa sobie inny uczestnik sesji, wyrzucony przez tego uwiecznionego. ;)

Sylwetkę wzorowałam na jakiejś ilustracji z podręcznika, sama za cholerę nie umiałabym zrobić tych detali munduru...

work in progress



...i gotowe!


piątek, 6 czerwca 2014

Srulu... to znaczy Cthulhu

Prezent dla lubego: Cthulhu, Król w Żółci, Nyarlathotep i gwiazdy, które są w porządku (mniej-więcej). Prace nad tym obrazkiem były chyba jakieś przeklęte: za każdym razem, gdy się pochylałam nad robotą, zaczynało mi dzwonić w uszach, a przez cały czas dopóki nie skończyłam, padały ciągłe ulewy (przynajmniej we Wrocławiu). Cthulhu nie śpi, a Winky dostaje 1k10 punktów insanity...




środa, 14 maja 2014

Medieval unicorn

Postanowiłam odnowić jeden ze starszych obrazków. Miałam sporo wątpliwości przy doborze kolorów tła, ale koniec końców chyba nie wygląda tak tragicznie. Format trochę mniejszy od A5, plastikowa ramka.

Pan jednorożec na tle inspirowanym średniowiecznym wzornictwem w całej okazałości.
Rzut okiem na detale...
Póki co, stoi na korytarzu w towarzystwie księżniczki.
 

wtorek, 6 maja 2014

Heart trooper - skończony!

Został skończony już przed majówką, ale dopiero teraz mogłam zrobić zdjęcia. Tak mi się spodobał, że aż zamówiłam sobie na Allegro koszulkę z nim. :D Kolejny pomysł z cyklu "słomiany zapał": swoje projekty do malowania na szkle wykorzystywać również jako nadruki na koszulki. Póki co, szturmowiec-serduszkowiec postoi sobie na moim biurku. Dopóki ktoś nie zechce go przygarnąć. ;)



poniedziałek, 28 kwietnia 2014

WIP - Heart trooper

Była chwila przerwy, ale żyję, mam się dobrze i dalej będę tworzyć. :) Dziś wzięłam się za projekt, do którego szkic zrobiłam już dawno temu, ale jakoś nie miałam weny, by przenieść go na szkło. Od razu wpadłam na pomysł na kolejny obrazek z postacią ze Star Wars, dla odmiany bardziej poważny. Najpierw jednak muszę skończyć tego uroczego szturmowca. <3


piątek, 31 stycznia 2014

Z innej beczki

Co prawda nie na szkle, ale wyszło mi tak zacnie, że muszę się pochwalić. :D Oto banner, z którym będę popylać po Pyrkonie i głosić propagandę maszyn. A po konwencie prawdopodobnie zawiśnie nad moim łóżkiem, bo kocham Viktora.


czwartek, 9 stycznia 2014

Słoneczniki

Ostatnio nie mam wiele nowości do zaprezentowania - dzięki mojemu bezbrzeżnemu geniuszowi zapomniałam zrobić zdjęć kilku pracom na zamówienie... To jedna z nich, której nie zapomniałam uwiecznić: słoneczniki.